Rozdział 2.



Razem z moim przyjacielem - Sebastianem podążaliśmy przez centrum handlowe. Kupiliśmy w jednym ze sklepów rzeczy potrzebne nam do pracy. W końcu mamy wakacje, postanowiliśmy sobie jak co roku sobie dorobić przy konserwacji łodzi przy wybrzeżu. Wuj Sebastiana bardzo dobrze nam płaci, więc jesteśmy zadowoleni, zresztą taka praca podoba się nam. Możemy w końcu zadbać o coś co jest stare i to odnowić. To naprawdę ciekawe zajęcie. Przemierzając jasny korytarz między sklepami czuję jak Sebastian pociąga mnie za rękaw i spogląda na wystawę z damskimi butami. Reaguję na to lekkim uśmiechem.

- Podobają Ci się? - wskazuje na czarne baleriny z złotą kokardą - Myślisz, że spodobałyby się Marinie? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie wiem. - wzruszam ramionami - To moja siostra, ale nie znam jej gustu. Zresztą i tak nie stać nas na to. Zresztą Marina będzie chciała więcej i więcej. Powie jeszcze "Sebastian przejmuje się mną więcej niż mój brat". - śmieję się cicho.

Sebastian jedynie przewraca oczami. Dobrze wiem, że moja młodsza siostra mu się podoba, jednak nie znam jej zdania na ten temat. Wiem również, że jest zbyt szybko na ich związek, dlatego mój przyjaciel traktuje ją również jak siostrę. Wiem, że kiedy Marina dorośnie sama zdecyduje o sobie, a Sebastian będzie ją wspierał. To dobry przyjaciel, wiedzą o tym moi rodzice jak i rodzeństwo. Marina to nasz skarb, więc ja i Lucas - mój starszy brat będziemy ją chronić.

- Tom! - znów wyrywa mnie z zamyślenia - Spójrz! - wskazuje w górę palcem - Znam go! Czy to nie Ty?!

Cicho wzdycham i spoglądam w górę na taras drugiego piętra centrum handlowego. Tam wisi wielki plakat zachęcający do obejrzenia wystawy malarskiej. Co jest w tym jeszcze bardziej dziwnego? Że na plakacie jest narysowana moja twarz. Kręcę zaskoczony głową i już domyślam się kto to narysował. Tamta dziewczyna z autobusu! Uśmiecham się szeroko i razem z przyjaciela udajemy się tam czym prędzej. Na górze są rozwieszone szkice za szklaną szybką, aby ich nie uszkodzić. Jest tam wiele portretów przypadkowych osób, a także mój. Wszystkie należą do jednej artystki, spoglądam na nazwisko. Leyla Knezević. Cóż! Dziewczyna ma naprawdę talent. Leyla... Może kiedyś znów ją spotkam? 

- Kim ona jest? - uśmiechnął się - Czy to ta dziewczyna o której opowiadasz mi od miesięcy? - zachichotał - Ta dziewczyna to istna artystka. Wow! Musimy ją znaleźć, chodźmy zapytajmy o nią! -zaproponował.
- Nie pytaj. - westchnąłem poważnie - Sami ją kiedyś znajdziemy. Może to przeznaczenie?


✧✧✧


Siedząc w samochodzie podziwiałem uroki naszego miasta wieczorem. Jest niezwykłe. Jednak całe moje myśli wypełnia ona. Leyla. Pragnę aby została moją żoną. Co prawda nigdy nie darzyła mnie przyjaźnią i traktowała chłodno, jednak ja dla niej mógłbym przychylić nieba. Moja miłość to dziwne uczucie. Nigdy w sumie nie byłem kochany. Moja matka, kiedy miałem pięć lat postanowiła na moich oczach zakończyć swoje życie. Rzuciła się z balkonu, kiedy ja bawiłem się w ogrodzie zabawkami. A ojciec? Też nigdy nie odczuwałem do niego wielkiej miłości, ani on do mnie. Traktował mnie tylko jako swojego spadkobiercę Imperium Kimmich'ów. Nie wiem co to miłość. Nawet Leyla nigdy mi jej nie podarowała. Jednak ja staram się jak mogę. Wierze, że kiedyś odwzajemni moje uczucie. Mogą mnie nazywać szaleńcem, albo nawet szatanem. Nie ugnę się. Umrę dla tej miłości. 

- Panie Leo... Jesteśmy już na miejscu. - oznajmił mój nowy asystent Peter.
- Dobrze Peter. Wyjmij prezent. Jest w bagażniku. - odpowiedziałem chłodno.

Przybyłem na jej dwudzieste urodziny. Mimo, że nie dostałem oficjanego zaproszenia od Leyli, to jej matka o wszystko zadbała, abym się tu pojawił. W środku dużego klubu już trwała impreza urodzinowa. Leyla tańczyła z każdym i widocznie świetnie się bawiła. Zerknąłem na Petera, który niósł starannie opakowany prezent, nagle delikatnie potknął się o schodek. Na szczęście nie upadł i nie zrobił sobie krzywdy, a tym bardziej prezentowi. Zaśmiałem się cicho.

- Rozumiem, że to Twój pierwszy dzień w pracy, jednak mam nadzieje, że nie wywieram na Tobie tak ogromnej presji. Wyluzuj mistrzu. - wspomniałem sarkastycznie - Zanieś prezent do reszty i baw się. - westchnąłem.

Następnie poszedłem w stronę bawiącej się jubilatki. Przechodząc przywitałem się z kolejnym jubilatem, albowiem Leyla ma bliźniaka. Brata Christiana. Jej brat mnie bardzo lubi, można nazwać to nawet przyjaźnią. Jest inny niż jego siostra. Jednak mimo wszystko są ze sobą bardzo związani. Jest jeden problem w Christianie, cierpi na chorobę od dziecka. Kiedy jest zdenerwowany dostaje drgawek i traci oddech, dlatego przyjmuje mocne leki. 
Kiedy jednak podszedłem do dziewczyny, tańczyła z swoim znajomym ze studiów. Nie podobało mi się to, powiem nawet szczerze że wywołało to u mnie zazdrość i to bardzo chorobliwą. 

- Odbijamy! - powiedziałem próbując uchować swoje uczucia.

Mężczyzna jednak nie zwrócił na mnie zbytniej uwagi i kontynuował taniec, co widocznie spodobało się Leyli. Byłem już na skraju wytrzymania, dlatego odepchnąłem go z całej siły, a ten upadł na podłogę. Lekcja pierwsza jest taka, że nigdy nie zadziera się z Leo Kimmichem. Mężczyzna jeszcze trochę sprawiał opór, jednak moi ludzie skutecznie go pozbawili i ten odszedł. Ja spojrzałem na Leylę, która nie wyglądała na zadowoloną. Wręcz niezmiennie była dla mnie typowo wściekła. Zresztą przyzwyczaiłem się do tego widoku. Odsunęła się ode mnie i ruszyła przed siebie, a dokładniej to wyszła na zewnątrz. Nie mogłem sobie tego odpuścić, więc poszedłem za nią. Ona oczywiście tak jakbym się nie spodziewał, zaczęła na mnie krzyczeć.

- Co Ty wyprawiasz!? 
- Leo! Byłeś niegrzeczny, zdajesz sobie z tego sprawę?! - krzyknął stojący za nami znajomy z którym tańczyła niedawno Leyla.
- Zejdź mi z oczu! - prychnąłem.
- Co?! "Zejdź mi z oczu" tak?! - powtórzył urażony mężczyzna. 
- To nie Twoja sprawa! To nie Twoja sprawa! - popchnęła mnie Leyla.
- Ale Ty jesteś niegrzeczna... - powiedziałem patrząc w jej niebieskie oczy.
- A Ty jesteś tylko egoistycznym, bezczelnym, niegrzecznym wariatem! - parsknęła złością.
- Szaleję za Tobą. - powiedziałem z udawanym spokojem. 
- Daj mi święty spokój! - powiedziała odchodząc - Będę na łódce, potrzebuje świeżego powietrza. - oznajmiła.

Po chwili spojrzał na mnie jej brat Christian i podszedł do mnie, był lekko zdziwiony całym zajściem. 

- Co się dzieje? - zapytał zaskoczony.
- Flirtujemy ze sobą. - uśmiechnąłem się sarkastycznie i poszedłem za dziewczyną - Leyla... - chwyciłem ją za nadgarstek.
- Dziękuj Bogu, że Cię nie uderzyłam Leo. Odejdź! - powiedziała odwracając się do mnie. 
- Jestem o Ciebie zazdrosny... - oznajmiłem.
- Nie bądź o mnie zazdrosny Leo! Nie bądź! Nie chcę tego! Nie dbam o to! - syknęła rozgniewana - Zawstydziłeś mnie i zrujnowałeś moje przyjęcie! Matka zaprosiła Cię z dobrej woli, a teraz tego pożałuje. Zostaw mnie! - krzyknęła.
- Przepraszam. - powiedziałem cicho nadal trzymając jej nadgarstek.
- Nie przepraszaj mnie! Zostaw mnie w spokoju! Nie przepraszaj! - powiedziała próbując uwolnić swój nadgarstek - Wariat! Szaleniec! - dodała odchodząc.

Odwróciłem się i udałem w stronę samochodu, kiedy Peter otworzył mi drzwi, spojrzałem na niego. 

- To takie nieszczęśliwe miejsce. - mruknąłem wsiadając.

Komentarze

Prześlij komentarz